poniedziałek, 22 września 2014

Filmowy przegląd 2013 roku - aneks bis :P

Taki myk robię w przeglądzie po raz pierwszy - po prostu okazało się, że jeszcze się parę filmów z zeszłego roku zebrało (dodali napisy na YT, zebrałam się jednak do seansu saute itp). Chciałam więc choć 'symbolicznie' (bo pisanie mi ostatnio coś kiepsko idzie:() coś i o nich napisać.

Drishyam (malajalam)
 
Nastawiłam się, że zarówno zachwyty nad filmem jak i rolą Mohanlala są trochę przesadzone. Ale nie są. To jest naprawdę świetne kino. Zaczyna się trochę leniwie (tak po keralsku^^), znaczy obrazem zwykłego prowincjonalnego życia. I na początku mnie to nawet ciut nudziło. Ale potem polubiłam tę rodzinę i poczułam się trochę, jakbym siedziała z nimi przy jednym stole:) Te urocze przekomarzanki i fioł bohatera na punkcie kina...(jakże przydatny się potem okaże) I chyba o to chodziło, bo wtedy tym bardziej się odczuwa to, co ich spotyka (i jak to 'wywraca' ich życie). I śledzi się z zapartym tchem ich zmagania z tą sytuacją. Trzymając kciuki, żeby się udało. To świetnie napisany scenariusz, trzymający w napięciu  i wciąż zaskakujący (nawet jeśli faktycznie zainspirowany ową japońską powieścią to - z tego, co czytałam w streszczeniach - ładnie przetworzony na keralskie realia). Fantastycznie zagrany (choć nie od razu byłam w pełni świadoma, jaka to sztuka - widok 'zastępcy' Mohanlala w remaku pomógł mi zdać sobie sprawę z tego, że to nie takie proste jak wyglądało w wykonaniu Lalletana). Mogłabym 'czepić' się tylko jednej rzeczy - sceny błagań kobiet (och, jak to 'zakłuło'! Automatycznie mi się rzeczy z lat 80-tych skojarzyły...), ale po co, skoro za chwilę jednak panie udowodniły, że nie ograniczą się do tego, a zaraz potem akcja poszła w ogóle w inną (jakże frapującą) stronę. Drishyam trzeba obejrzeć koniecznie i koniecznie oryginalną (najlepszą:P) wersję. A potem mieć radochę na widok plakatu powyżej (bo się jeden z najlepszych twistów kojarzy^^)

Kalyana Samayal Saadham (tamilski)
Film o 'wielkim indyjskim weselu', ale z 'haczykiem'. Haczyk polega zaś na wrzuceniu do formuły komedii romantycznej kwestii poważnego problemu wielu facetów. Problemu zwykle wstydliwego, zwłaszcza w kraju, gdzie główny wzorzec hiroła to typ maczo. Tym większe brawa dla indyjskich aktorów (tu Prasanny), którzy decydują się zagrać taką rolę (a paru już widziałam - i to głównie z południa właśnie. Z tym, że tu po raz pierwszy widzę to ujęte właśnie lekko i bohater jest wciąż sympatyczny, a nie stanowi to wytłumaczenia jego paskudnego zachowania). Bardzo podobało mi się także ukazanie połączenia tradycji z nowoczesnością. Bo to naprawdę nie jest tak, że ktoś nowoczesny to najlepiej powinien  trzymać się od rodziny z daleka i broń boże nie dawać sobie aranżować małżeństwa/wyprawiać hucznego wesela. Zresztą ów proces aranżowania przypomina tu raczej to, co robią na zachodzie biura matrymonialne (z których korzystają wszak nowocześni młodzi ludzie:P): owszem, kandydat(tka) jest 'podsuwana' przez kogoś 'trzeciego', ale potem młodzi poznają się bliżej (zresztą właśnie z tego 'zapoznawania się' wynikło ujawnienie się problemu)  i sami podejmują decyzje. Oboje (bo i bohaterka jest tu bardzo fajną, nowoczesną kobietką). I teraz mam mieszane uczucia wobec planowanego remaku hindi. Bo niby wiem, co zwykle z ciekawych południowych fabuł zostaje w bolly remakach (nawet jeśli, jak ma być w tym przypadku, robi je ten sam reżyser), no ale można by lepiej zrozumieć dialogi (które zdaje się naprawdę zabawne były). Ech, szkoda, że Keralczycy tak rzadko remakują ościenne kinematografie - im bym bardziej ufała :P

Chaarulata (kannada/tamilski)

Nie mam przekonania do horrorów w ogóle, a indyjskich w szczególności.  Co mnie więc skusiło? Przede wszystkim Priyamani w podwójnej roli bliźniaczek syjamskich. Niestety nawet ta kwestia nie jest wielce 'wygrana' w filmie (większość akcji toczy się już z jedną bohaterką, a tylko z reminiscencjami z czasów, gdy obie siostry żyły połączone). No i na pewno nie jest dobrze, jak na horrorze się głównie pukam po głowie na tzw. próby przestraszenia mnie:P Priyamani zasługuje na lepsze filmy.
 
 
Onaayum Aattukkuttiyum (tamilski)

Po Mugamoodi mogło być już tylko lepiej, ale AO to zdecydowanie więcej niż po prostu choć ciut lepiej od najsłabszego (by nie rzec katastrofalnego:P) filmu Mysskina. Ta opowieść o 'wilku' (zawodowym killerze) i 'owieczce' (chłopaku, który najpierw ratuje mu życie, a potem decyduje wesprzeć i dalej jego 'misję'), historia winy i próby odkupienia (w końcu pseudonim reżysera zobowiązuje^^) to niewątpliwie jedna z jego lepszych rzeczy. Czy najlepsza trudno ocenić bez pełnego rozumienia historii, pewnych motywacji bohaterów (seans saute niestety:(). Mogę natomiast stwierdzić, że bardzo podobał mi mi się mroczny (także dosłownie - większość akcji toczy się w nocy:D) klimat, aktorzy (lubię, jak Mysskin gra w swoich filmach) czy realizacja wielu scen, a muzyka Illayaraji  (nie piosenki, bo tych w filmie nie ma - Mysskin w końcu dopiął swego i  w tej kwestii:P) to mistrzostwo świata i okolic.
Thanga Meenkal (tamilski)
Tak, po obejrzeniu pierwszego filmu Rama miałam bardzo duże oczekiwania wobec kolejnego. Nie, wiedząc mnie więcej o czym to ma być nie spodziewałam się drugiego Kattradhu Thamizh (znaczy mrocznej, depresyjnej historii a'la Bala). Ale liczyłam na coś  w klimacie keralskich historii o relacjach rodziców z dziećmi albo lirycznych opowieści Gulzara. Ciepłą, poruszającą, ale subtelnie snutą opowieść. Tymczasem Thanga Meenkal bliżej do filmów typu Taare Zaamen Par, a to niestety w moim odczuciu nie za dobrze. Zbyt sentymentalnie i manipulacyjnie wobec widza znaczy. Owszem, i Ram w roli głównej i grająca jego córkę dziewczynka są aktorsko bardzo dobrzy. Ale to za mało... Chciałam, żeby mnie 'ścisnęło w dołku' a oglądałam film na dość chłodno. I nie sądzę, żeby to był wynik tylko braku rozumienia dialogów (seans saute oczywiście...)
 
Dalam (telugu)
Gdy umieściłam ten film na liście wyczekiwanych nie wiedziałam jeszcze, że to o naxalitach. A - jak wiadomo - to jeden z moich ulubionych tematów filmowych:P Dalam to o tyle ciekawy film, że ujmuje go znów od trochę innej strony.  Nieraz  pokazywano już wprawdzie upadek ideałów w  tym ruchu, jak i fakt, że trafienie do niego zdaje się być 'drogą bez powrotu', ale nie widziałam jeszcze takich konsekwencji próby 'powrotu do społeczeństwa'. Gdy bowiem członkowie grupy naksalitów postanawiają skorzystać z abolicji i zgłosić się na policję sprawa nie wygląda tak gładko jak np. u ojca bohatera Baanam - czeka ich najpierw piekło w więzieniu, a potem 'propozycja nie do odrzucenia': odzyskają wolność, ale będą robić w zasadzie to samo, co dotąd, tylko na zlecenie lokalnego polityka. Smutna rzeczywistość... I nawet jeśli Dalam okazuje się ostatecznie nie całkiem udanym filmem (trochę potem zbyt skusiły reżysera komercyjne zabiegi i gdzieś 'siadł' klimat) to myślę, że warto obejrzeć (podpisaną wersję można znaleźć na YT) No i fajni zarośnięci panowie są^^

Ethir Neechal (tamilski)

Dorwałam cudem napisy do filmu to postanowiłam obejrzeć. Kojarzyłam, że sympatyczna rzecz, no i tytułową piosenkę (która jest jednym z moich ulubionych 'energetyzujących' kawałków). I chciałam zobaczyć Sivękarthikeyana (bo lubię poznawać młode ciekawe twarze:)). Nie wiedziałam natomiast, że to i kino sportowe. Ale tym razem o sporcie bardziej indywidualnym (bo o bieganiu) i może nie tyle o 'drodze na szczyt' / pokonywaniu siebie itp, ale - a przynajmniej moim zdaniem ten wątek był znacznie ciekawszy - o zakulisowych rozgrywkach w sporcie. Znaczy tej ciemniejszej stronie. I nawet jeśli ostatecznie mamy optymistyczne (dość sztampowe:P) rozwiązanie to ta łyżka dziegciu po seansie zostaje. Bo przecież, znając trochę tamtejsze realia, takich sytuacji pewnie nie brakuje i nie każdy doczeka 'rehabilitacji'. A przy okazji Nandita miała okazję stworzyć bardzo fajną, charakterną postać (ach, te jej metody treningowe!:D) Zdecydowanie ciekawszą od głównej heroiny (Priya niestety nie miała za wiele do zagrania). A w bonusie jest jeszcze klip kuthu* z gościnnym udziałem Dhanusha (bo to jego produkcyjny debiut) i Nayan
 
* kuthu to ten tamilski taniec uliczny w takim tempie, że człowiek się drapie po głowie, jak za tym rytmem można w ogóle nadążyć :P


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz